Po długim niebycie blogowym, samochwalenie się będzie, bo koncept fajny i zadowolony z niego jestem bardzo.
Pieśń przyszłości to coś takiego: myślę sobie, że chciałbym mieć książkę X. I w tym momencie downloaduje się ona bezpośrednio do mojego mózgu/czytnika/pada czy co tam w tej przyszłości służyć będzie nam do przyswajania informacji. Jeśli jestem anachroniczny i lubię zapach i dotyk papieru wychodzi sobie ona automatycznie z mojej podręcznej maszyny drukującej (btw. ciekawe, co by było, gdybym pomyślał o pieniądzach ;)).
Orange i T-mobile. Myślałby kto: konkurencja, dwa wielkie telekomy, powinny walczyć między sobą na śmierć i życie. O klienta, zasięg, lepsze ceny. A tu taka niespodzianka, jednym głosem mówią:
Better together.
I łączą siły: w zeszłym roku dostały zgodę od brytyjskiego Uokik’u na połączenie. Dzięki temu obie sieci stają się osobnymi markami jednego operatora, co pozwala na bardzo ciekawe dialogi w reklamie. Komunikacja w najnowszej kampanii promującej większy zasięg (dzięki temu, iż klienci mogą korzystać z nadajników obydwu sieci) oparta jest na pojawiających się obok siebie nośnikach – jeden Orange a drugi T-mobile. Przykladowe dialogi „pomiedzy reklamami”:
Orange: T-Mobile customers can now use our signal
na co T-Mobile odpowiada: „Ditto” (ang. Jak wyżej, lub kopia/duplikat)
Orange: It’s official: our customers are using each other’s signal.
T-mobile: Cool. Let’s dance.
I moje ulubione: Who said pink and orange don’t go together?
Bardzo fajna kampania: zobaczyłem ją w londyńskim metrze i przy przesiadkach między pociągami nie moglem się doczekać, kiedy zobaczę kolejną parę reklam – tak byłem ciekaw, co tam wygryzmolili.
Jest sobie biuro podróży pt. Exim Tours (disclaimer: znam je tylko z widzenia, wiem, że istnieje i nie pracuję ani dla nich, ani dla ich konkurencji).
Powyższe biuro rozpoczęło projekt o wdzięcznej nazwie „Praca Marzeń”. W ogłoszeniach na portalach rekrutacyjnych informacje pr-owe na temat biura, że podnosimy jakość, rozwijamy się, że laur jakiś dostaliśmy. Kogo szuka Exim:
brak doświadczenia w branży turystycznej
wrodzony dynamizm, komunikatywność oraz otwartość na inne kultury oraz nacje
uwielbienie i umiejętność przemieszczania się każdym środkiem transportu (w tym m.in. osły, woły, wielbłądy)
ciekawość świata oraz umiejętność przelewania swoich spostrzeżeń na papier oraz uwieczniania na zdjęciach
łatwość porozumiewania się, nawet bez znajomości wszystkich języków świata
sprawność fizyczna i brak przeciwwskazań lekarskich do odbywania ciągłych podróży samolotem
umiejętność radzenie sobie w sytuacjach stresowych (np. ucieczka przed miejscowymi)
poczucie humoru oraz wysoka kultura osobista
Ciekawie napisane, ogłoszenie ładnie przygotowane graficznie, zachęcające. Wszystko cacy. Czym ma się kandydat zająć, jak już go zrekrutują?
Temat już przebrzmiał, więc można brać się za podsumowania. Poziom dyscypliny zwanej popularnie „szmacianką” reprezentowany w naszym kraju przez piłkarzy, kluby, kibiców oraz tzw. działaczy jest przynajmniej równy (vide Włodek Szaranowicz: „najważniejsze to oddać dwa równe skoki„). Niski, ale równy. Bogatszy o tę wiedzę stwierdzam, że to, iż przyznano nam (oraz z całym szacunkiem, Ukraińcom – którzy w powyższym zakresie przewyższają nas – chyba – przynajmniej w zakresie osiągnięć czysto piłko-w-bramkę-kopanych) organizację takiej imprezy jest albo:
tzw. „układem”
szczęściem głupiego
miszczostwem marketinga
Jako, iż pierwsze dwie opcję są dużo bardziej prawdopodobne niż ostatnia, zignoruję je, jako mało ciekawe i dość oklepane. No może zignoruję je też dlatego, iż „układ” oraz losowania totolotka pozostają całkowicie poza moim wpływem oraz możliwością wpływania na.
Kluczem do uzyskania organizacji oprócz lobbyingu i poklepywania się w kuluarach była prezentacja. Jak wiadomo, musi być dobra i oryginalna. Aby zrobić coś oryginalnego, trzeba wzorować się na kimś super-oryginalnym. Padło na Apple. Nasz beton wynajął kogoś (?), kto się podłożył i im to wykonał. Nie byłem niestety na prezentacjach, natomiast kawałki można sobie oczywiście znaleźć na Jutubie. Można znaleźć też kilka flejmów na forach: prezentacja to plagiat. No cóż. Cała może nie, natomiast po obejrzeniu wnikliwie jej fragmentów, można mieć co najmniej dwuznaczne uczucia.
Ocena podobieństwa zarówno w warstwie audio jak wideo nie pozostawia złudzeń. Zaczęło się nieźle. Nie od dziś wiadomo, że firma Pana Jobsa jedzie na marketingu. To i my możemy.
Od czasu prezentacji dużo się wydarzyło, stadion X-lecia najpierw zamieniono na arenę zmagań Red Bull X-figters, potem zburzono, a teraz już prawie zbudowano. We Wrocku natomiast właśnie wypowiedziano umowę wykonawcy z powodu opóźnień. Good luck. Ciekawe kto im te opóźnienia nadrobi.
Na wyjątkowo szumnie zapowiadanej prezentacji logo tych igrzysk również nie byłem. Miałem blisko, ale akurat zapomniałem pójść. I całe szczęście. Powszechnie wiadomo, znak graficzny (jak by to określiła Pani Bożenka z kampanii Samsugna sprzed kilku lat) składa się z kształtu oraz wypełniającego go koloru. Jak zeznali obecni tam widzowie nie było widać (sic) ani jednego ani drugiego. Za to były fajerwerki. Wyświetlenie wielo-kolorowego logo na PKiN jest pomysłem raczej chybionym – owszem, lokalizacja jest dobra, ale mało komu chce się rozwieszać na Pałacu odpowiednio wielki kawał prześcieradła, aby:
nierówna faktura tła nie zniekształciła znaku
bliżej nieokreślony kolor tła pozwolił zobaczyć znak w takich kolorach w jakich został zaprojektowany
znak był takiego rozmiaru, aby było go najzwyczajniej w świecie widać z pozycji widza na ulicy
A teraz ad meritum. Nowe logo. Znalezienie go w guglach wbrew pozorom wcale nie jest łatwe. Coś takiego powinno leżeć sobie w jakimś miejscu. Może nawet na oficjalnej stronie, zarówno spółki PL.2012 jak i jej ukraińskiego odpowiednika, na przykład w postaci księgi znaku. Możliwe natomiast, że wygląd tego logosa jest strzeżoną tajemnicą. Warto obejrzeć film ze strony UEFA prezentujący nowe logo:
I samo logo:
I na temat logo: przelano już setki komentarzy: jednym się podoba, innym się nie podoba, jak zawsze. To tzw. „degustibus”. Zabrali głos zarówno zainteresowani i mniej zainteresowani. Fachowcy i „fachowcy”. Nawet sam Pan Lato. Znak jaki jest każdy widzi. Ja jego estetyce nie mam naprawdę nic do zarzucenia. Jak widać innym też się potrafi podobać.
Motywy ludowe, polskie, wycinanka łowicka (zdjęcie z cebrita.blox.pl) voila:
Owszem, w logo są znaczące uproszczenia, ale tak to właśnie bywa: logo to symbol, a nie coś dosłownego. Piłka kojarzy się kopułą cerkwi? No cóż, komuś innemu zapewne kojarzy się w takim razie jak starym dowcipie: „Bo mi panie doktorze, to się wszystko z dupą kojarzy…”. Holandia natomiast na tulipany ma zapewne monopol.
Co ciekawe, nie doszukałem się w sieci oficjalnej strony www tego wydarzenia. Jakiś czas temu masa domeniarzy nakupiła towaru z 2012 w nazwie, posypały się pozwy lub też zapowiedzi pozwów ze strony uefa, że ochrona znaku, nazwy etc. Natomiast nic nie zrobiono, aby takie wydarzenie w sieci promować. Brak:
serwisu www (a jeśli gdzieś istnieje, to ktoś zapomniał o seo)
fanpage’a
kanału na jutubie
i wielu wielu innych
Pochwalić natomiast należy Narodowe Centrum Sportu za serwis stadionnarodowy.org.pl. Może nie za serwis jako taki, ale za to, że takowy w ogóle zaistniał. Ktoś słusznie stwierdził, że lud należy informować, że „się dzieje”.
Wiele można zarzucić organizatorom euro. Obstawiam, że może to być jedna z większych klap w nowoczesnej historii Polski. Na płaszczyźnie sportowej, infrastrukturalnej, organizacyjnej, marketingowej, pr-owej (rzecznikiem została przecież niedawno dziewczyna, która na pewno ma dobre chęci, natomiast z całym szacunkiem, jest imo świeżakiem) i pewnie jeszcze wielu innych. Ale powiem jedno: logo jest fajne.
Bardzo fajnie i odważnie pogrywa ostatnimi czasu PZU. Od maja prowadziło kampanię do szerokiej publiczności wymyśloną przez LeoBurnett mówiącą o konkurencyjnych cenach. Kampania w ogólnym zamyśle „Lepsza cena OC w PZU/Przeprosiny za to OC”. Idea prosta: przeprosiny za doradzenie innego (w domyśle droższego) ubezpieczenia. Pomysł niezły, a realizacja jeszcze fajniejsza. Oprócz atl-u w tivi pojawiły się działania prawie partyzanckie:
prześcieradła na prywatnych balkonach z wysmarowanym farbą ‘przepraszam…’ (wyglądały bardzo autentycznie)
wpisy na lustrach +/- szminką w toaletach w klubach
niestandardowe kreacje w internecie
Imo womm naprawdę niezły, bo natłok billboardów powoduje ślepotę i zupełnie na nie nie zwracamy uwagi. Odkrywanie przestrzeni publicznej, którą jeszcze można zagospodarować reklamą trwa i trwać będzie.
Teraz przyszedł czas na partyzantkę skierowaną bezpośrednio do kierowców. Pomysł taki sobie, bo główne hasła typu „Stłuczka? Wezwij Pzu Pomoc” nie należą do najoryginalniejszych. Trafne natomiast było ich umiejscowienie: pojawiły się wysprayowane na chodnikach, przy miejscach parkingowych. Natomiast mistrzostwo świata ujrzałem u siebie pod pracą w centrum bodaj w zeszłym tygodniu. Na maskę każdego samochodu przyklejony był – uwaga rym – miękki, gumowy magnes lodówkowy. Z hasłem, logo i numerem do autopomocy rzecz jasna. Doskonałe. Nie mogłem się oprzeć i rąbnąłem trzy sztuki. Będę miał na lodówce reklamę. Będę ją widział codziennie rano i wieczorem przez najbliższe 5 lat. Jak i pewnie tysiące innych „obdarowanych”. Gratulacje!
PS. Swoją drogą, OC na motocykl naprawdę jest najtańsze w PZU.