Temat Chrome’a mnie interesuje. Z ciekawością rzuciłem okiem na tekst Marcina Chmielewskiego z Chip’a, który ukazał się na gazeta.pl. Rzuciłem okiem, bo nie chciało mi się czytać szczegółowej instrukcji dotyczącej tego, jak wykonać prostą czynność instalacji VirtualBoxa. Natomiast moją uwagę przykuł fragment:
„Najpierw kilka drobnych uwag – nie pochwalam pobierania czegokolwiek z torrentów. Jeśli jednak się zdecydujesz, musisz liczyć się z jednoczesnym pobraniem jakiegoś robaka lub wirusa.”
Hmm. Czemu obrazy Ubuntu najwygodnie i najszybciej ssać z torrentów właśnie? Różne rzeczy zdażyło mi się z pobierać przy pomocy torrentów. I jakoś nie trafił mnie grom ani żaden wirus… Czyżby w oczach autora torrent to „samo zło”? Bo ja to słyszałem, że w tym internecie to sami zboczeńcy i pedofile. Naprawdę, słyszałem w Radio. Może należałoby napisać precyzyjniej: jak się pobiera takie rzeczy jak system operacyjny z sieci (jakiekolwiek źródło by to nie było) warto sprawdzić np. MD5.
zaciągnąć pobrany obraz vmdk do virtualboxa jako nowy dysk twardy
zalogować się loginem google
Cała operacja zajęła w sumie 12 minut. Faktycznie system startuje w jakieś 5-7 sekund.
Niestety na tym rzeczy ciekawe się kończą. Ładuje się szybko, ale potem działa potwornie wolno, to co miało być atutem (-> film) niestety okazuje się ściemą. W porównaniu z XP, uruchomionym na tej samej konfiguracji VirtualBoxa, różnica jest porażająca. A XP do jednak system operacyjny, a nie zajmująca 250 mb jego namiastka z shellem w postaci przeglądarki www.
I do meritum: może i genialny sandboxing, może równie wspaniała idea cloud computing’u. Ale to dla mnie na razie lekka lipa, a nie system operacyjny. Mogę sobie w Chrome otwierać kolejne zakładki, ustawić tapetę, której nie widzę, bo zasłania ją przeglądarka, która jest jedyną dostępną aplikacją. I której nie da się zamknąć. Ani zminimalizować.
Może na netbooku, dla osoby korzystającej jedynie z kalendarza, docs, poczty i www, znalazłoby to zastosowanie. Ale do „prawdziwej” pracy się imo na razie nie nadaje. Zgadzam się chyba w tej kwestii z Hazanem, który pisze, że: Jeśli potrzebujesz czegoś więcej – wybierasz inny system.
Liczyłem na więcej. Miałem nadzieję, że podłączę androidofon i staną się jakieś cuda. Że rozdzielczość 640×480 odeszła wraz z kartami VGA. Że to będzie system operacyjny, a nie przeglądarka, którą pewnie na upartego da się zainstalować na komputerze, który nie posiada systemu.
Chciałem wrzucić więcej screenów (tak naprawdę dwa: widok otwartej „strony głównej” systemu, czyli googla – sic) oraz menadżera zadań. Innych widoków raczej ciężko uświadczyć. Nie wrzucam, bo się toto zawiesiło. W gruncie rzeczy, żadna strata: stronę startową googla, każdy może zobaczyć u siebie.
Owszem, fajnie, że jest kod źródłowy. Fajnie, że będzie kolejna alternatywa. Ale wymaga to jeszcze sporo pracy. Do tego jest jeszcze za mało aplikacji, z których można by skorzystać przez web, aby taki system się sprawdził.
I z innej bajki: tak mi przyszło do głowy, że idealną metodą na phishing haseł do kont google byłoby wypuszczenie w torrenty obrazu systemu, który pierwsze co robi, to podany login i hasło wysyła do zainteresowanych. Ciekawe, ilu spryciarzy już na to wpadło.